poniedziałek, 1 czerwca 2020

Dzieciństo ma duże znaczenie



Ostatni tydzień był pod znakiem rodzinnego świętowania. Najpierw święto miały mamy, dziś dzień dziecka, a pod koniec miesiąca taty. Więc ten post będzie o tym co znaczy dla mnie macierzyństwo, a także o relacjach dziecko -rodzic.
Ja dziecko
Nie miałam beztroskiego dzieciństwa, ani też moje dzieciństwo nie było traumatyczne. Niepełnosprawność nie była dla mnie fizycznym utrudnieniem, ale wpływała na moje relacje rówieśnicze. Początkowo były one złe, ale z biegiem lat ulegały poprawie i udało mi się nawiązać kilka przyjaźni. W szkole też było różnie, byłam traktowana na równi z kolegami, ale też bywałam traktowana ulgowo lub przeciwnie miałam "przerąbane".
W domu czułam się kochana i akceptowana, lecz z drugiej strony pozostawiona samej sobie. Dzieciństwo miało słodko-gorzki smak. Wiem, że  rodzice mnie kochali ale nie postępowali odpowiedzialnie i  nieświadomie obarczali mnie swoimi problemami. Według mnie mama zbyt szybko wyszła za mąż i została matką. Tata mimo, że starszy od mamy nie dorósł do roli męża i ojca. Ona w wieku 20 lat została matką wcześniaka i nie miała oparcia w mężu. On mimo deklaracji, że kocha nie umiał wziąć odpowiedzialności za rodzinę i chciał żyć po kawalersku. Dlatego od wczesnego dzieciństwa patrzyłam na płacz matki, pijaństwo ojca i ich nieudany związek. Mimo, że brakowało mi pozytywnych wzorców dorastałam z przekonaniem, że ja mogę żyć lepiej i świat nie jest taki zły.
Nie wiem jaką córką jestem dla swoich rodziców.  Nie byłam łatwym dzieckiem. Z jednej strony miałam szalone pomysły, z drugiej byłam uparta. Lubiłam chodzić własnymi drogami i ekspresyjnie wyrażać emocje. Dziś niestety nie mam z rodzicami dobrych relacji. Mijamy się zupełnie w sposobie myślenia i życia. Najbardziej boli mnie to, że nadal ze sobą walczą obarczając mnie wzajemnymi pretensjami.  Mój dom rodzinny nie jest synonimem domowego ogniska. Jednak bardzo kocham moich rodziców i życzę im jak najlepiej. Martwię się o nich i staram się o nich dbać.

Ja matka
Zawsze marzyłam o byciu żoną i matką. Czułam, że jeśli nią zostanę to pokaże, że jestem pełnosprawną kobietą. Jednak widząc dwie kreski na teście byłam przerażona. Bałam się o to, czy poradzę sobie z małym człowieczkiem całkowicie zależnym ode mnie. Później do strachu przed macierzyństwem doszedł niepokój o zdrowie dziecka. Oczywiście miałam też pozytywne odczucia wobec stanu błogosławionego. Cieszył mnie ciążowy brzuszek i kopniaki maleństwa. Ze wzruszeniem patrzyłam na obraz usg i słuchałam galopującego tętna. Z przyjemnością wiłam gniazdko i prasowałam słodkie malutkie ciuszki. Porodu się nie bałam, ze względu na wąską miednicę i problemy neurologiczne miałam zaplanowane  c.c. Cieszę się, że moje dzieci przyszły na świat przez c.c. ponieważ oboje mieli ciasno okręconą pępowinę wokół szyi.  W walentynki 2007 roku zostałam mamą najpiękniejszej dziewczynki na świecie. Córka nie tylko była urocza ale też grzeczna i bezproblemowa. Od początku w opiece nad dzieckiem pomagał mi dumny tata i we dwoje doskonale radziliśmy sobie z maleństwem. Szybko chciałam mieć drugie dziecko, lecz ze względu na c.c. musiałam odczekać paręnaście miesięcy.  W styczniu 2009 roku znów byłam dumna, że jestem ciąży. Tym razem  zarówno ciąża jak  i pierwsze miesiące życia syna nie były łatwe. Być może wynikało to z jego problemów zdrowotnych, które zostały zdiagnozowane kilka lat później. Mimo wszystko bez pomocy babć, czy niań daliśmy radę z dwójką. Od początku macierzyństwa byłam mocno skupiona na swoich dzieciach. Do dzisiaj mój świat kręci się głównie wokół dzieci. Nie jest to "najzdrowsze" podejście do rodzicielstwa ponieważ dzieciom coraz bardziej ciąży matczyny oddech na plecach. Zdaję sobie sprawę, że za bardzo je kontroluję czuwając nad każdym krokiem . Moje "kwocze" postępowanie z jednej strony źle wpływa na nasze relację, z drugiej jednak zaowocowało zdiagnozowaniem syna. Pracuję teraz nad tym, żeby "wrzucić na luz".
Jakie są nasze relacje? Chyba trochę w włoskim klimacie. Bardzo się kochamy, jesteśmy dla siebie całym światem, jednocześnie często się ścieramy głośno wyrażając swoje emocje.  Okazujemy sobie miłość, czułość i zrozumienie, ale też frustracje, smutek i złość. Rozmawiamy, krzyczymy i milczymy, śmiejemy się i płaczemy prosimy, dziękujemy i przepraszamy.
Kocham bardzo swoje dzieci od samego poczęcia i będę je zawsze kochać. Mam nadzieję, że za 10-20 lat nadal będziemy dla siebie ważni.  Wszystkiego dobrego dla każdego z nas, bo każdy z nas był dzieckiem i jego cząstkę nadal w sobie nosi. NIECH MOC BĘDZIE Z WAMI !!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

M - jak miłość i małżeństwo

  Siódmy październik jest w moim kalendarzu szczególnym dniem, ponieważ tego dnia w 2006 roku brałam ślub. Nie jestem szczególnie przesądn...