niedziela, 17 października 2021

M - jak miłość i małżeństwo

 


Siódmy październik jest w moim kalendarzu szczególnym dniem, ponieważ tego dnia w 2006 roku brałam ślub. Nie jestem szczególnie przesądna, a ta data wynikała z prozaicznego powodu jakim był wolny termin sali weselnej. Jak łatwo obliczyć w tym roku świętowaliśmy 15, czyli kryształową rocznicę ślubu. Postanowiłam dziś o tym napisać, ponieważ uważam moje małżeństwo za ogromny sukces życiowy.


Przeznaczenie, feromony, czy to „coś”?

Kocham męża bardziej niż w dniu ślubu i uważam, że ślub z nim to był mój najlepszy wybór życiowy. Tak, tak i jeszcze raz tak dziś będę się chwalić miłością i radością bycia z ukochaną osobą.
Podobno naturalnie wydzielane przez nas zapachy zwane feromonami decydują o tym, czy ktoś nas pociąga, czy też pomimo samych zalet odpycha. Z czystej ciekawości chciałabym wiedzieć, czy to właśnie one sprawiły, że zwróciliśmy na siebie uwagę. Zastanawiam się nad, tym ponieważ te kilkanaście lat temu mój mąż zarówno wyglądem, jak i charakterem nie przypominał mojego wyobrażenia „tego jedynego”. Myślę też, że gdyby wówczas ktoś opisał mu moją osobę to on także nie byłby mną zainteresowany. Jednak mimo to „coś” nas do siebie przyciągnęło i sprawiło, że zaczęliśmy ze sobą tańczyć i rozmawiać. Poznaliśmy się na imprezie sylwestrowej i romantycznie o północy pierwszy raz się pocałowaliśmy. ;-)


Przepis na....

W dzisiejszej epoce poradników wszelkiej maści znajdzie się wiele książek dotyczących sposobów na udany związek. Ekspertów w tej dziedzinie także jest cała masa, począwszy od terapeutów, mediatorów po seksuologów i osób z katolickiej poradni życia rodzinnego. Mimo to w ostatnim czasie coraz mniej par decyduje się na ślub, a coraz więcej na rozwód. Ma to zapewne związek z tym że w ostatnich latach odchodzi się od uznawania związków nieformalnych za niemoralne, a rozwodu jako powodu do wstydu. Moim zdaniem taki stan rzeczy ma dwie strony medalu.

Z jednej strony dzięki temu osoby będące w toksycznych związkach łatwiej mogą się uwolnić od życia z oprawcą. Z drugiej natomiast często, zamiast starać się odbudować relacje i naprawić psujący związek rezygnujemy z niego z przekonaniem, że to nie ta miłość.

Nie jestem ani z wykształcenia, ani z doświadczenia zawodowego ekspertem od relacji damsko – męskich. Pewno z racji tego, że mój związek jest jedynym, jaki miałam można stwierdzić, że nie mam też doświadczenia. Ja jednak twierdzę, że jesteśmy świetnymi fachowcami od związku, a konkretnie od naszego związku.
Myślę, że naszym małżeńskim sukcesem jest to, że oboje postępujemy zgodnie z trzema pierwszymi słowami znanej wyliczanki: KOCHA, LUBI, SZANUJE.


Przyjaźń, kochanie i pożądanie

Kocham mojego męża bardziej niż w dniu ślubu. Te kilkanaście lat, kiedy jesteśmy razem, pokazało, że różnimy się od siebie bardzo pod wieloma względami. Jednocześnie kierujemy się w życiu tymi samymi wartościami. My nie tylko się szanujemy i pożądamy, ale także po prostu lubimy. Najzwyczajniej w świecie czujemy się dobrze we własnym towarzystwie. Czujemy się fajnie, robiąc coś razem, rozmawiając czy po prostu milcząc.  Jednocześnie uważam, że by mieć udany związek nie trzeba wszystkiego robić razem, lecz ważne jest by spędzać ze sobą fajnie czas. Naszym codziennym rytuałem jest to, że po obiedzie kładziemy się do łóżka i rozmawiamy przytulając się. Nasza rozmowa nie jest tylko wymianą informacji, ale dotyczy tego co czujemy lub naszych poglądów na dane wydarzenia.

Nie będę się rozpisywać na temat życia seksualnego, bo to nasza intymna sprawa. Wspomnę tylko, że jest bardzo udane i myślę, że za ten sukces odpowiada rozmowa, wzajemna otwartość akceptacja i zrozumienie.
Udane małżeństwo to też wspólne angażowanie się w wychowanie dzieci i obowiązki domowe. Nie ukrywam, że jest to „pięta achillesowa” naszego małżeństwa. Zarówno na sprawy tego, co w domu trzeba zrobić, jak i na niektóre tematy dotyczące dzieci i szkoły miewamy odmienne poglądy. Staramy się jednak jakoś wypracować wspólny kompromis. Bywa to czasem trudne i staje się przyczyną naszych kłótni, lecz w większości przypadków osiągamy porozumienie.


Łatwo zniszczyć, trudniej naprawić

Z małżeństwem i miłością jest tak jak z cennymi rzeczami: łatwo je zniszczyć, lecz trudno naprawić. Dlatego musimy postępować tak. by nie dopuścić do rozpadu związku. Pamiętajmy o tym, że wykrzyczanych słów i zadanych ran, żadne przepraszam nie usunie. Pokłócić się można o wszystko, a następnie od słowa do słowa zrobić burzę w szklance wody. Łatwo jest nakręcić się w złości i każdego dnia podsycać swój gniew. Prosto jest sprawić, że miłość do danej osoby zmieni się w nienawiść. Gdy minie etap zauroczenia nietrudno stać się obojętnym wobec partnera, dostrzegać jego wady i wkurzać się o byle co.

Kiedy pielęgnujemy niechęć do osoby, z którą jesteśmy, często w odwecie doświadczamy takiego samego zachowania wobec nas. W konsekwencji można mieć ochotę na kogoś innego, ładniejszego, milszego lepiej nas traktującego. Potem to już tylko równia pochyła prowadząca do rozejścia się. Każde rozstanie, a zwłaszcza rozpad związków, które mają dzieci, jest bolesne. Równie trudne jest trwanie  w związku, w którym miłość zastąpiła obojętność lub co gorsze, nienawiść. Dzielenie życia i wspólnego domu z wrogiem jest traumatyczne dla obu stron, ale też dla dzieci, które niejednokrotnie są wykorzystywane w walce małżonków.

Dlatego najważniejsze jest nie dopuścić by miłość zastąpiła obojętność, a obojętność zmieniła się w nienawiść. Według nas najlepszą metodą na udany związek jest rozmowa, która pozwala na wzajemne zrozumienie i wypracowanie kompromisów. Ponadto ważne jest, by pielęgnować nasze uczucia każdego dnia drobnostkami takimi jak przytulas na dobranoc i buziak na dzień dobry. Istotne jest by od czasu do czasu celebrować swoją miłość i zabiegać o siebie tak jak na początku znajomości.

Życzę sobie i Wam dużo miłości i płynącej z niej radości.


NI
ECH MOC BĘDZIE Z NAMI !!!

niedziela, 3 października 2021

Zmiana ma znaczenie, czyli dlaczego Ania zamiast Aga

 

W ubiegłym tygodniu na moim Facebook' owym profilu zamieściłam informację, że przestaję używać mojego pierwszego imienia (Agnieszka) i będę się posługiwać drugim (Anna). Dziś chcę napisać o tym, skąd ta decyzja. Bo choć formalnie nie zmieniam imienia, jest to jedna z ważniejszych zmian w moim życiu.

Dlaczego?

 Parę tygodni temu na rodzinnym spotkaniu od słowa do słowa zaczęła się dyskusja na temat imion. Ja (po raz kolejny) zaznaczyłam, że nie lubię imienia Agnieszka i jego zdrobnienia Aga. Te dwa słowa są najczęściej wymawiane przez osoby, które się do mnie zwracają. Nic dziwnego, bo od ponad 40 lat, słowo Agnieszka wpisuję w rubryce imię natomiast najczęściej przedstawiam się jako Aga. Po tej rozmowie zaczęłam myśleć, o tym, że chciałabym przestać być Agą czy Agnieszką. 

 Ktoś pyta, "ale po co"?

Po prostu dlatego, by czuć się lepiej sama ze sobą i tyle. Życie jest po to, żeby czerpać z niego jak najwięcej radości, a nie robić z siebie męczennika. Jest to więc część mojej drogi do samoakceptacji i pozytywnego myślenia. Od pewnego czasu postanowiłam wprowadzić w praktykę teorię z zakresu pozytywnej psychologii. W prawie wszystkich książkach dotyczących rozwoju osobistego (a przeczytałam ich dziesiątki) autorzy podkreślają, że najważniejsze jest odważyć się na zmiany i dążyć do tego, by je osiągnąć. Mogą one dotyczyć każdego aspektu życia, a ich wprowadzenie może wymagać od nas sporo czasu i wysiłku. Jednak wiele drobnych, ale znaczących zmian da się wprowadzić z dnia na dzień. Ważne jest by się na nie odważyć i konsekwentnie je realizować. Taką właśnie zmianą jest dla mnie nazywanie się Anią nie Agnieszką.

Sama nie wiem, dlaczego nie lubię imienia Agnieszka.  Dla mnie nie ma jego ładnego zdrobnienia, które przyjęłoby się w potocznej mowie. Aga jest „twarde”, a Agunia lub Agusia brzmi jakoś infantylnie. Zawsze czułam ukłucie zazdrości, gdy słyszałam zdrobnienia typu Ania, Kasia czy Basia. Dla mnie takie zwroty brzmią dużo ładniej niż Aga.

Reakcje na moją imieninową zmianę były różne. Bardzo pozytywnie zareagował mój mąż, który od razu zaczął nazywać mnie Anią. Większość moich znajomych odniosła się do tego pomysłu pozytywnie, jednocześnie nie obiecując, że przestaną mówić Aga. Z jednej strony ich rozumiem, bo wiem, że niełatwo się przestawić, z drugiej jest mi przykro, gdy o tym nie pamiętają. Miło mi, gdy słyszę Ania zamiast Aga i mam nadzieję, że w miarę upływu czasu będzie się to coraz częściej zdarzać.

Jak?

Gdy myślałam o nowym imieniu przyszła mi do głowy genialna w swej prostocie myśl, aby używać drugiego imienia Anna. To imię podoba mi się we wszystkich formach: Anna, Anka i Ania. 
Nie mam zamiaru oficjalnie zmieniać imienia, po prostu na co dzień będę używać drugiego zamiast pierwszego. Wiele osób  też tak robi, czasem nawet nie jesteśmy świadomi, że ktoś, kogo znamy jako X, naprawdę ma na imię Y. W moim przypadku może to budzić zaskoczenie, ponieważ na zmianę zdecydowałam się dopiero po 40 latach bycia Agnieszką. Jak to mówią lepiej późno niż wcale i liczę na to, że przeżyję drugie 40 lat jako Ania.
Ważne jest by pamiętać o tym, że żyje się tylko raz i choć niczego nie można cofnąć. zawsze dużo da się zmienić.
 

NIECH MOC BĘDZIE Z NAMI !!!

M - jak miłość i małżeństwo

  Siódmy październik jest w moim kalendarzu szczególnym dniem, ponieważ tego dnia w 2006 roku brałam ślub. Nie jestem szczególnie przesądn...