poniedziałek, 13 lipca 2020

Wakacje i ich atrakcje

Wakacje w cieniu Covid'u
W tym roku wszystko mamy naznaczone pandemią. Po ponad trzech miesiącach siedzenia w domu w ramach edukacji zdalnej nadeszły wakacje. Mam wrażenie, że nie cieszymy się nimi tak samo jak w poprzednich latach. Praca i nauka w domu trochę przypominały dziwną hybrydę połączenie urlopu / chorobowego z pracą (szkołą). Można było dłużej pospać i chodzić w dresie cały dzień, ale swoje obowiązki należało zrobić. Dla wielu osób plany urlopowe się zmieniły, przepadły wczasy w zagranicznym kurorcie zaplanowane na początek wakacji. Urlop w kraju także bywa problemowy, gdyż mimo zniesienia obostrzeń w branży turystycznej pojawia się strach przed Covid'em. Podobno szczególnie ten problem dotyczy Ślązaków, którzy z powodu dużej liczby zachorowań w regionie bywają napiętnowani. Ponadto mimo, że staramy się żyć tak jak kiedyś wakacyjna swoboda  podszyta jest strachem przed  wirusem i kwarantanną. Najgorzej bowiem mają się osoby, którym wakacje pokrzyżowała choroba i kwarantanna. Powszechnie wiadomo, że sanepid nie radzi sobie z pandemią, w skutek czego ludzie zdrowi często siedzą na kwarantannie długie tygodnie.
Jeśli chodzi o nasze plany wakacyjne to jak na razie Covid ich nie zepsuł. Przed pandemią zarezerwowałam  na sierpień obozy dla dzieci, nie zdążyłam zarezerwować wyjazdu rodzinnego. Jednak po wielu tygodniach spędzonych w mieszkaniu zapragnęłam kontaktu z naturą.  Korzystając z możliwości swobodnego poruszania się zarezerwowałam w czerwcu tygodniowy pobyt w domku nad jeziorem żywieckim. Miałam problem ze znalezieniem wolnego noclegu, bo  wybrałam termin obejmujący długi weekend. Domek nie należał do najładniejszych i najtańszych, ale miał ogród i widok na jezioro. Zaplanowałam też z okazji zbliżających się urodzin spotkanie z dawno niewidzianymi bliskimi przy grillu. Jezioro, góry, obcowanie z naturą, spokój i relaks. To miał być przyjemny rodzinny urlop....

Wakacje z dziećmi to nie odpoczynek.
Myślę, że wielu rodziców niestety się ze mną zgodzi. Tym którzy mają inne doświadczenia szczerzę zazdroszczę. Nasze ukochane dzieci jak są małe są bardzo absorbujące. Często więc w wakacje zamieniamy porostu otoczenie w którym pilnujemy nasze pociechy. Już organizując wyjazd  nie myślimy o tym co zwiedzimy, tylko o atrakcjach dla najmłodszych. Sprawdzamy z trwogą pogodę, bo wiadomo w czasie deszczu dzieci się nudzą. Jeszcze bardziej niż małe dzieci nudzą się nastolatkowie. Te "stworki - potworki" już nie bawią się na placu zabaw, wolą elektronikę od wycieczki  i cenią towarzystwo rówieśników bardziej niż rodziców. No i niestety często wybierają bycie "online", niż "offline".
Nie jest łatwo zorganizować atrakcyjne dla całej rodziny wakacje. Jeszcze trudniej jest zorganizować przyjemne wakacje gdy ma się pewne ograniczenia w postaci choroby, wózka inwalidzkiego czy diety. W naszym przypadku jest to dieta bezglutenowa i lek, który należy przechowywać w lodówce. Tak więc na wakacje wybieramy domki z aneksem kuchennym. Cześć prowiantu wozimy ze sobą, nie stołujemy się w restauracjach, a będąc na lodach pytamy o skład. Nie mamy wakacji od gotowania, lecz jemy taniej i zdrowiej niż przeciętny turysta. Na całe szczęście dieta bezglutenowa już nie budzi zdziwienia i z dostępem do produktów i posiłków bezglutenowych  jest coraz lepiej. Dla zainteresowanych podaję poniżej link do wykazu gastronomii bez glutenu. Ja raczej wybieram z tej listy cukiernie, bo młody na wiele zdrowych potraw ma "długie zęby".
https://menubezglutenu.pl/

Wakacje Mikołajka z ADHD.
 Wspominałam już we wcześniejszych wpisach, że dzieci z ADHD charakteryzują się nadpobudliwością i hiperaktywnością.Mają problem z cierpliwością, przebywaniem w jednej pozycji i zachowaniem ciszy. Dzieci te często zwracają uwagę swoim głośniom impulsywnym zachowaniem. Dla wielu rodziców (w tym mnie) przebywanie z adechadowcem w miejscu publicznym jest stresem. Kościół, muzeum czy restauracja to miejsca, których będąc z synem unikam. Tam należy być cicho, nie wolno biegać i dotykać, a przecież ręce i nogi aż "swędzą" by to zrobić, a buzia sama się otwiera. No i zazwyczaj jest tam po prostu nudno szczególnie dla dziecka z deficytem uwagi. Więc chociaż w teorii się wie jak należy się zachować trudno się kontrolować.
Poza wyjściem z dziećmi stresujące dla mnie bywa przebywanie w cudzym domu  i to z dwóch powodów. Po po pierwsze, bo coś może zniszczą, pobrudzą i po drugie jak zareagują nieznajomi na krzyki i kłótnie, których ciężko uniknąć.  Sąsiedzi w większości przypadków znając nas od lat postrzegają młodego jak urocze "żywe srebro". Wiedzą też że wrzaski za naszymi drzwiami nie oznaczają patologii, która wymaga interwencji.
Dotychczas mieliśmy szczęście trafiać na fajnych gospodarzy i mimo różnych zachowań dzieci nie było żadnego konfliktu.Chociaż nie obyło się bez nerwowych sytuacji po których miałam ochotę spakować manele i wrócić do domu. Tak było na przykład rok temu nad morzem, gdzie w pierwszy dzień młody zaraz po wejściu zaczął z impetem skakać po kanapie. Następnie wybiegł z domu trzaskając drzwiami, aż zegar ze ściany spadł. Więc po kilkugodzinnej jeździe miałam ochotę wrócić do domu. Reszta urlopu na szczęście była spokojniejsza, niż dzień przyjazdu.
W tym roku mieliśmy pecha trafić na nadgorliwego wynajmującego. Okazało się, że dom który wynajęliśmy zimą jest zamieszkany przez siedemdziesięcioletnich właścicieli. W lecie natomiast mieszkają oni w domku naprzeciwko. Dom był pełen różnych rzeczy ubrań, bibelotów i innych gratów gospodarzy. Właściciel z pozoru sympatyczny pan już na wstępie powiedział, że nie lubi wynajmować, bo z wynajmującymi są same problemy. Pierwszego dnia był u nas kilka razy  (przyniósł sól, potem cukier), następnego przyszedł na pogaduchy z moimi rodzicami, którzy nas odwiedzili. Wszystkie jego wizyty i telefony teoretycznie wynikały z dbałości o nasze zadowolenie, lecz nas frustrowały. Czuliśmy się obserwowani i pilnowani. Poza nadgorliwym właścicielem nerwową atmosferę wprowadzały dzieci, które pozbawione komputera i towarzystwa rówieśników narzekały na nudę i kłóciły się na potęgę. Któregoś dnia zadzwonił wynajmujący z pretensjami, że niszczymy jego mienie, bo pościel jest na balkonie i moknie.  Nie wiedziałam, że pościel jest na balkonie (młody ją tam wyniósł), tak samo jak nie wiedziałam, że pada. Bąknęłam "przepraszam" i poszłam na górę by sprawdzić co z tą pościelą. Deszcz ledwo kropił i róg kołdry był trochę mokry. Powiesiłam ją w pokoju nawrzeszczałam na syna za to, że zostawił  ją na deszczu. Pięć minut później kolejny telefon tym razem z pretensjami, że nie rozwiesiłam kołdry na suszarce stojącej pod dachem przed domkiem. Pan mówił do mnie jak do głupiej małolaty, która zostawia mokrą kołdrę by zgniła. W tym momencie nie wytrzymałam i nawrzeszczałam na gospodarza, mówiąc, że swoim zachowaniem psuje nam wakacje itp. Kiedy złość mi przeszła chciałam załagodzić konflikt, ale Pan jeszcze bardziej zaczął nas obrażać, więc zdecydowałam o wyjeździe. Wróciliśmy do domu trzy dni wcześniej i chyba tylko ja byłam rozgoryczona tym faktem. Dzieci wręcz były zadowolone z powrotu do domu. Żal mi było syna, bo był świadomy tego, że on był powodem tej awantury. Prawda jest jednak taka, że o wiele gorzej zachowywał się właściciel, który uprzykrzał wakacje swoją inwigilacją.

Jeszcze będzie cudownie
Na szczęście to nie koniec wakacji i mamy jeszcze inne wyjazdy zaplanowane. Dzieci mają jechać do cioci i na obozy (każdy z nich gdzie indziej). Natomiast ja, mąż i pies będziemy dreptać po górach i delektować się ciszą i widokami. Mam też w planach tydzień w którym zatroszczę się o siebie ćwicząc na turnusie rehabilitacyjnym.
Bardzo ważne jest by rodzina spędzała czas ze sobą, lecz także by był czas tylko we dwoje no i "solo".
Więcej o tzw. "life balance" napiszę innym razem.
Trzymajcie się zdrowo. NIECH MOC BĘDZIE Z NAMI !!!

M - jak miłość i małżeństwo

  Siódmy październik jest w moim kalendarzu szczególnym dniem, ponieważ tego dnia w 2006 roku brałam ślub. Nie jestem szczególnie przesądn...