niedziela, 17 maja 2020

Edukacja zdalna w ADHDowskim (i nie tylko) wydaniu


Co szkoła to obyczaj

Mija już drugi miesiąc od kiedy dzieciaki nie chodzą do szkoły. Nauka w domu szumnie zwana zdalną edukacją stała się pandemiczną codziennością. Ministerstwo Edukacji  dało swoje wytyczne zbyt ogólne, by była mowa o ogólnopolskim standardzie realizacji programowej w trybie nauki zdalnej. Podobnie tak  jak w przypadku nauki tradycyjnej, tak i zdalnej jakość nauczania zależny od samego nauczyciela i jego zaangażowania w wykonywaną pracę. Prawdopodobnie nie bez znaczenia jest też to, w jakim stopniu dyrektor szkoły nadzoruje pracę swojej kadry. Przypuszczam, że najlepiej sytuacja wygląda w szkołach płatnych, gdzie rodzice ucznia są klientami płacącymi za szkołę jak za usługę. Koleżanka pracująca w takiej szkole zobligowana jest nie tylko do prowadzenia lekcji online wg. planu obowiązującego w semestrze, ale także do zmodyfikowania scenariusza lekcji. Zgoła odwrotna sytuacja jest zapewne w tych regionach gdzie jest duży problem z dostępem do komputerów i internetu.
Przeczytałam, że nauczyciele sygnalizują iż ok. 18% uczniów nie bierze udziału w zdalnym nauczaniu. Z jednej strony są rodziny biedne i co gorsze są też takie, w których oprócz biedy jest też alkohol i przemoc. W takich domach, gdzie na co dzień nie są zaspakajane elementarne potrzeby dzieci nie ma warunków do nauki. Obecna sytuacja obnaża więc mit o równym dostępie do edukacji w naszym kraju.Z drugiej strony są rodziny gdzie jest sprzęt, ale też są pracujący rodzice, którym ciężko jest nadzorować naukę zbuntowanego nastolatka pochłoniętego światem wirtualnym.
Moje dzieci chodzą do publicznej podstawówki w dużym mieście. Na początku pandemii nauka zdalna to był jeden wielki chaos. Nauczyciele wysyłali listę zadań do zrobienia poprzez różnego rodzaju komunikatory lub  nie "odzywali" się wcale. Od około miesiąca szkoła prowadzi zdalną naukę za pośrednictwem platformy  umożliwiającej prowadzenie lekcji online i zdalnej edukacji. Platforma wg. mnie jest fajnie pomyślana i ma wiele przydatnych funkcji. Niestety nie wszyscy nauczyciele (ale także uczniowie) nie umieją wykorzystać jej możliwości. Wprowadzenie takiego narzędzia powinno się wiązać z przeszkoleniem użytkownika z zakresu jego wykorzystywania.  Podczas obecnej formy nauczania uwydatniają się braki uczących w kwestii wykorzystania dobrodziejstw  technologii informatycznej w nauczaniu. W tym temacie swoimi umiejętnościami dzieciaki często przewyższają zarówno rodziców jak i nauczycieli. Niemniej jednak w "naszej" szkole zdalna nauka zaczyna "mieć ręce i nogi". Większość lekcji prowadzona jest online, dzięki temu dzieci mają kontakt z nauczycielem i kolegami.

Zdalna nauka w adhdowskim wydaniu to...

... swoista wojna domowa!
Przed nastaniem "ery corona wirusa" planowałam napisać nauce szkolnej  dziecka z ADHD. Mam nadzieję, że po wakacjach będę mogła napisać o tym jak wygląda edukacja syna w tradycyjnym, szkolnym wydaniu.  Teraz pozwolę sobie trochę ponarzekać na obecny stan - postaram się przy tym nie płakać, WRZESZCZEĆ i przeklinać.
We wcześniejszym poście wspominałam już o tym, że zaburzenie mojego syna wiąże się z deficytem uwagi. Deficyt uwagi = zła koncentracja = problemy w szkole. Dziecko z ADHD ma problem nie tylko z samą nauką ale też z ogarnięciem szkolnej rzeczywistości. Często jest nieuważne na lekcji, nie zapamiętuje omawianych informacji, nie notuje, nie wie co jest zadane do domu itp. Na sprawdzianie zamiast na pisaniu odpowiedzi skupi się na szukaniu odpowiedniego pisadła lub przeoczy kilka zadań.  W przypadku  dzieci z ADHD na szkolny sukces, czy porażkę większy wpływ mają nauczyciele i rodzice niż sam uczeń. Tak więc w trosce o syna pilnuję jego obowiązków szkolnych. Przygotowuję do sprawdzianu, pilnuję odrabiania zadań i spakowania plecaka. W pakiecie bycia mamą adhdowca przypadła więc mi rola szkolnego kapo. Mimo, że staram się rzetelnie wykonywać obowiązki "strażnika edukacji" i tak zdarzają się złe stopnie. Mama przypilnuje, żeby się spakował, ale nie ma już wypływu na to czy się wypakuje. Podobnie nie powie na lekcji "skup się", gdy młody myślami gdzieś "odleci". Już podczas standardowej nauki i lekcjach w szkole nie jest lekko, bo to co było  na zajęciach praktycznie musimy przerobić raz jeszcze. Teraz niestety jest o wiele trudniej, bo z jednej strony muszę pilnować harmonogramu lekcji. Z drugiej według syna zadaję dużo materiału do nauki żeby zrobić mu na złość. No i co najważniejsze, gdy dzieci są w szkole mamy czas by od siebie odpocząć i za sobą zatęsknić. Obecnie, gdy od samego rana wchodzę w rolę szkolnego strażnika często popołudniu jesteśmy skłóceni i nie mamy ochoty na wspólne towarzystwo.
Poza tym pozostaje jeszcze sprawa czasu spędzonego przed komputerem.Jak wiadomo nadmiar bodźców pochodzących z elektroniki szkodzi dzieciom, a przy ADHD szkodzi jeszcze bardziej. Moje dzieci, podobnie jak większość dzieciaków, mają duży problem oderwać się od elektroniki. Gry, kanały na youtube i komunikatory pochłaniają je bez pamięci. Wcześniej korzystali z elektroniki głównie w celach rozrywkowych, wolnym czasie przez okres ustalonego dziennego limitu. Teraz gdy komputer stał się ich szkolnym przyborem czas spędzony przy nim  znacznie się wydłużył. Oprócz lekcji online należy zapoznać się z przysłanymi informacjami i odesłać zadanie. Najgorsze jest jednak to, że dzieci bardziej ciągnie do łatwej rozrywki, niż do przyswajania wiedzy. Zdarza się oszukiwanie rodziców i nauczycieli podczas zdalnej nauki. Wyciszone mikrofony, pootwierane zakładki z grami i filmikami to nagminne zachowania zwłaszcza u nastolatków. Czuję rozgoryczenie kantowaniem i robieniem w przysłowiowego balona przez własną piersią wykarmione potomstwo. Mogłabym przestać się wciekać i udać, że nie widzę, ale nie zgadzam się na takie zachowanie dzieci. Dlatego razem z mężem programistą staramy się zrobić wszystko by ukrócić ten proceder. Tak wojna domowa z edukacją w domu (nie mylić z domową) w tle trwa....

Zdalna edukacja to nie edukacja domowa

Spora część społeczeństwa obecną sytuację uczenia się dzieci w domu mylnie nazywa edukacją domową. Edukacją domowa z obecną sytuacją, poza tym, że dzieci nie chodżą do szkoły ma niewiele wspólnego. Edukacja domowa jest najwcześniejszą formą nauki, która istniała dużo wcześniej niż obowiązek szkolny. Dawniej to głównie niepracujące matki zajmowały się uczeniem swoich dzieci w domu. Nie wchodząc w szczegóły historii edukacji domowej  napiszę  tylko, że od 1991 roku w Polsce obowiązek szkolny można realizować w  takiej formie.
Dziecko jest zapisane do danej szkoły lecz nie jest uczone przez nauczycieli, uczy się z w domu z rodzicami, a w późniejszym etapie samo. Taki uczeń jest zobowiązany do opanowania podstawy programowej danego przedmiotu, a następnie zaliczenia go podczas egzaminu. Nie znam jednak szczegółowszych informacji na temat ustawowych wytycznych dotyczących nauczania domowego,  Z tematem edukacji domowej zetknęłam się kilku lat temu, gdy brat męża razem z żoną taką formę nauki wybrali dla swoich dzieci. Moim zdaniem edukacja domowa ma wiele niezaprzeczalnych plusów:
  • przerabiane danego materiału można indywidualnie dostosować do potrzeb, umiejętności, zainteresowań i  cech osobowości danego dziecka,
  • uczenie może odbywać się w dogodnym miejscu, czasie i formie,
  • nauka zajmuje mniej czasu (odpadają szkolne formalności i nie ma "szkoły po szkole"),
  • dzieci często uczą się praktycznie i mogą skupić się na tym co je interesuje (bratankowie między innymi, zrobili inkubator z którego wykluł się kurczak będący kolejnym zwierzakiem domowym);
  •  dzieci nie doświadczają szkolnej przemocy.
Pewno można by się dopatrzeć się minusów tej formy nauczania, ale to  zależy od danego dziecka, rodzica i ich podejścia do nauki.. Takiej formie nauki zarzuca się  brak kontaktów rówieśniczych, lecz patrząc na rodzinny przykład widzę, że dzieciaki socjalizują się podczas tzw. "zajęć dodatkowych". Z całą pewnością edukacja domowa wymaga dużo większego zaangażowania rodzica i dziecka w naukę niż podczas nauki szkolnej. Bardzo podoba mi się idea edukacji domowej i przez jakąś chwilę się zastanawiałam nad rezygnacją ze szkoły. Jednak doszłam do wniosku, że w naszym przypadku nie będzie to dobre rozwiązanie. Myślę, że w większości rodzin borykających się z problemem ADHD  zarówno dziecku jak i rodzicom potrzebny jest czas "odpoczynku od siebie".
To tyle na dziś, NIECH MOC BĘDZIE Z NAMI!!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

M - jak miłość i małżeństwo

  Siódmy październik jest w moim kalendarzu szczególnym dniem, ponieważ tego dnia w 2006 roku brałam ślub. Nie jestem szczególnie przesądn...