niedziela, 29 marca 2020

Stan epidemii = stan depresyjny

Kurcze jak tu pisać o ADHD, jak życie krąży wokół koronawirusa i kwarantanny. Więc będzie o życiu w tych trudnych czasach i wielkim dole jaki mnie dopada. Bo jak śpiewał klasyk "czasami człowiek musi, inaczej się udusi uuuuu ...".
Wczoraj rano pokłóciłam się z mężem o śniadanie (powód prozaiczny), pewnie innym razem nie nazwałabym tak tej wymiany zdań, ale nie wtedy. Po krótkiej kłótni wróciłam do łóżka skuliłam się pod kołdrą i zaczęłam płakać, a właściwie ryczeć. Łzy się lały, gile z nosa wisiały, a ja wyłam i wyłam. Być może to babskie PSM (które tak samo jak ADHD naprawdę istnieje). Jednak bardziej prawdopodobne, że jest to  reakcja na obecną sytuację.  
Mimo, że nie mam złej sytuacji, bo nie muszę się martwic o pracę i pieniądze (na razie), nie drżę o zdrowie swoje i bliskich ( dotychczas nie ma wśród nich potwierdzonego COVID-19) to i tak mam dość tej chorej sytuacji.  Pewno każdy z nas ma dość i ma na to wiele argumentów. Ciekawe ile ja znajdę powodów  na CHCĘ MI SIĘ WYĆ ? Mimo, że jeszcze nie wiem ile tego wyjdzie robię sobie wyzwanie i deklaruję, że  w następnym poście będą kontrargumenty czyli xxx sposobów na doła.

1.Czuję niepewność i strach.

Od kilku dni towarzyszy mi poczucie zagrożenia. Nie umiem nawet dokładnie określić czego się obawiam. Oczywiście, że boję się o zdrowie swoje i bliskich. Kilka tygodni temu nie bałam się wirusa z Chin, ponieważ sądziłam, że to coś podobnego do grypy. Wiadomo, że po "zwykłej" grypie są różne powikłania i ludzie umierają. Jednak informacje dochodzące  z całego świata, a zwłaszcza z Chin, Włoch i Hiszpanii wskazują, że ten wirus zbiera śmiertelne żniwo i nie można go do grypy porównywać.
Boję się także, że jeszcze długo pozostaniemy w społecznej izolacji i że minie sporo czasu zanim wszystko wróci do normalności. Być może już nie będzie tak samo, jak było przed pandemią.
Martwi mnie też to w jakiej kondycji gospodarczej będzie Polska i do jakich działań posunie się nasz miłościwie panujący rząd. Już  odbyło się nocne głosowanie nad zmianą ordynacji wyborczej, co jest niezgodne z prawem.  Partia rządząca po raz kolejny pokazuje, że jest ponad prawem i może wszystko.
Uczucie niepokoju wzbudza we nie także panująca atmosfera, puste i zamknięte place zabaw otoczone taśmą. W momencie pisania bloga słyszę głoszony komunikat (przez jeżdżąca po osiedlu policję) nawołujący do pozostania w domu. Uważam,  to działanie  za niewłaściwe, gdyż wzbudza ono lęk przede wszystkim w dzieciach, które nie do końca rozumieją co się dzieje, ale czują, że to nic dobrego. Mój syn się boi, że się zarazi i umrze, ale jak sam mówi, bardziej się boi o nas i oto, że nas zabraknie i zostanie sam. Staramy się mu tłumaczyć, że nie jesteśmy w grupie ryzyka i nie rozmawiać o pandemii. Ale działania prewencyjne policji nie pomagają.

2. "ZOSTAŃ W DOMU" vs ADHD

Dzieci z nadpobudliwością psychoruchową z reguły nie potrafią usiedzieć na miejscu. Mają duża potrzebę ruchu, biegają, skaczą, krzyczą. Z powodu zaburzeń koncentracji często szybko im się nudzi to co obecnie  robią i  potrzebują częstej zmiany.  Przymusowe siedzenie w  domu jest trudne dla każdego z nas, a zwłaszcza dla dzieci, które odczuwają naturalną potrzebę ruchu i zabawy. Dzieci z ADHD potrzebują tego jeszcze i jeszcze bardziej. Moje dziecko także bardzo cierpi z powodu ograniczonej możliwości wybiegania się, a my cierpimy przez to chyba jeszcze bardziej. Pewno to cierpienie dotyczy także naszych sąsiadów ;-). Ponadto takie dzieci nie zawsze  rozumieją, że obowiązujące nakazy i zakazy to nie  wymysł  rodziców, ale ogólnokrajowe przepisy. Wszystko to prowadzi do frustracji o którą u ADHDowca nietrudno.
Największą frustrację powoduje u syna konieczność nauki w domu. Zaznaczę nie mylić z domowym nauczaniem, ponieważ w domowym nauczaniu to rodzić i dziecko decydują, w jaki sposób i w jakiej kolejności przerabiana jest to podstawa programowa. Jak na razie klasa syna nie ma też lekcji online tylko otrzymujemy dyspozycje nauczycieli dotyczące tego co dzieci mają zrobić. Jednym z gorszych tematów do przerobienia było pismo techniczne. Syn ma problem zarówno  z kaligrafią jak i koncentracją. Tak więc podczas nauki pisma technicznego działy się sceny dantejskie. Młody płakał, wrzeszczał, wylądowywał złość na przedmiotach i ludziach (zazwyczaj na mnie). Z innymi lekcjami jest różnie, ale zazwyczaj jest to przysłowiowa "orka na ugorze". Moje dziecko nigdy nie było fanem szkoły, lubi zajęcia sportowe, informatykę i plastykę. Pozostałe lekcje uważa za nudne. Poza tym szkołę lubi  za przerwy igrę w ping -pong i bibliotekę. Obecnie  nie ma tego co w szkole było fajne, została nauka. Zarówno ja jak i niektórzy nauczyciele staramy się to domowe przyswajanie wiedzy uatrakcyjnić, ale lekko nie jest.
Dlatego u nas w domu jest więcej konfliktów płaczu i krzyku niż zazwyczaj. Pomimo, że pierwszą rzeczą jaką kupiłam, gdy ogłosili zawieszenie zajęć dydaktycznych były leki uspokajające (najlepsze jakie można kupić bez recepty) coraz częściej nerwy puszczają i staję się "ryczącą czterdziestką". Dzieje się tak ponieważ nie mam możliwości doładować mojej baterii cierpliwości.
Na pewno byłoby łatwiej gdybym poszła za radą koleżanek; "olała" szkolne obowiązki i pozwoliła korzystać młodemu bez ograniczeń z elektroniki. Lecz wiem, że nie mogę teraz "odpuścić", bo w dłuższej perspektywie wszyscy będziemy odczuwać tego negatywne skutki.
Niedawno po kilku miesiącach zastanawiania się nad leczeniem syna "Medikinetem" postanowiliśmy spróbować . Lek miał poprawić jego koncentrację, niestety nie widzimy rezultatów  i przerwaliśmy leczenie.
Oczywiście są też dobre strony przebywania razem w domu. Więcej czasu spędzamy wspólnie, rozmawiamy, gramy w planszówki i wygłupiamy się. Ale każdy z nas ma już serdecznie dość tej izolacji.

3. 24h/24h w domu

Z pewnością nikogo nie zaskoczę stwierdzeniem, że mam dość siedzenia non-stop w domu. Od kilkunastu dni wychodzę z domu tylko na spacer z psem (kolejny plus z posiadania psa). Zakupy mąż zarezerwował dla siebie ;-). Co do męża natomiast to bardzo go kocham, ale mam dość jego zdalnej pracy. Przez kilka godzin nie możemy  hałasować i swobodnie się zachowywać we własnym domu, gdyż  albo  ma "tele" albo gada przez telefon. Często złości się na nas jak zapominamy, że pracuje i coś od niego chcemy. Zdecydowanie wolę, gdy wychodząc do pracy daje mi buziak na pożegnanie, a jak wraca to możemy porozmawiać o tym jak minął dzień. Owszem mamy teraz dużo czasu, lecz tak naprawdę  bardzo ograniczone sposoby na jego spędzenie. Dzień do dnia podobny.  
Mam tylko nadzieję, że ten "areszt domowy" skończy się przed latem. Na szczęście po "czasie koronowirusa " będziemy mogli znów korzystać, że swobody poruszania się. Niestety nie wszyscy mają takie szczęście. Ostatnio moja koleżanka na wózku w poście na FB  zwróciła uwagę na fakt, że ona (tak jak i inne osoby niepełnosprawne) od lat  spędza czas głownie w "czterech ścianach".
Dobrze by było, gdyby czas przymusowej izolacji natchnął osoby odpowiadające za infrastrukturę i komunikację do  poprawienia dostępności dla osób niepełnosprawnych.

Moja złość i żal powoli mija więc już nie będę narzekać na stan obecny. Trzymajcie się ciepło,
NIECH MOC BĘDZIE Z WAMI !!!


1 komentarz:

  1. To bardzo trudny czas dla nas wszystkich. Fajnie, że o tym napisałaś, bo my, mamy, nie jesteśmy ze skały, nie jesteśmy "lekiem na całe zło" członków naszych rodzin, ale też przeżywamy lęk,złość, frustrację, czy po prostu nudę. Jesteś MEGA, że tak to ogarniasz, nie odpuszczasz mimo wszystko. Jestem z Tobą!!
    P.S. Często czuję się podobnie, na szczęście to mija i znów człowiek uświadamia sobie, że ta rodzina, to siła, radość i MOC, a.... MOC...niech będzie z NAMI!!!

    OdpowiedzUsuń

M - jak miłość i małżeństwo

  Siódmy październik jest w moim kalendarzu szczególnym dniem, ponieważ tego dnia w 2006 roku brałam ślub. Nie jestem szczególnie przesądn...