niedziela, 17 stycznia 2021

Gdzie tu logika?

 


Niestety w moim pierwszym noworocznym wpisie nie powieje optymizmem. Dziś mam ochotę wylać „żółć” w związku z decyzją włodarzy w sprawie kontynuacji zdalnej nauki. Ponieważ jestem (zapewne nie ja jedyna) rozgoryczona działaniami rządu. Pominę liczne afery dotyczące marnowania „grubych” pieniędzy i przywilejów dla wybranych, a pochylę się nad ograniczeniami dotyczącymi dzieci.

Senior pod ochroną

Jak już wiecie, jestem mamą dwóch nastolatków, wysoko wrażliwej córki i syna z ADHD. Czas zamknięcia i zdalnej nauki negatywnie wpływa na moje dzieci oraz nasze relacje rodzinne. Myśl o kolejnych tygodniach, czy może nawet miesiącach szkoły przed komputerem sprawia, że chce mi się wyć. Ponieważ nie mam na tę sprawę wpływu, postanowiłam swoją frustrację ubrać w słowa, puścić w świat w nadziei, że poczuje się oczyszczona z negatywnych emocji.

Od prawie roku żyjemy z groźnym wirusem COVID 19 i większość z nas już wie, że jest on znacznie groźniejszy od sezonowej grypy. Sama znam osoby, które chorowały (być może ja też) i niestety znałam osoby, które były zarażone i zmarły. Nie kłócę się więc z tym, że pewne obostrzenia są w obecnej chwili niezbędne, lecz nie rozumiem logiki stosowanych w Polsce ograniczeń.

Seniorzy grupa najbardziej narażona jest najmniej izolowana.
Od początku pandemii wiadomo, że najciężej chorują i najczęściej umierają zakażone osoby w podeszłym wieku. Z tego powodu wg mnie, by chronić te osoby, to właśnie seniorzy powinni być izolowani przy jednoczesnym wprowadzeniu odpowiedniego systemu wsparcia. Niestety obecnie, mimo że osoby te są w grupie ryzyka, mają najmniejsze obostrzenia. Wprowadzone były zakazy przemieszczania się dla dzieci natomiast nie było dodatkowych ograniczeń w grupie 60 plus. Godziny dla seniorów na obecnych zasadach generują tylko straty dla sprzedawców, gdyż między 10 a 12 sklepy świecą pustkami, bo staruszkowie chodzą na zakupy wtedy, gdy mają na to ochotę.

Dzieci potrzeb nie mają

Największe obostrzenia dotyczą dzieci i co jest dla mnie nielogiczne nie wszystkich. Od września nieprzerwanie otwarte są żłobki i przedszkola a najkrócej zdalnie uczą się dzieci edukacji wczesnoszkolnej. Takie rozwiązanie wydaje mi się nielogiczne z dwóch powodów: po pierwsze problemy psychiczne wynikające z rówieśniczej izolacji bardziej dotykają starsze dzieci niż maluchy, dla których ważniejszy jest czas spędzony z rodzicami. Po drugie w przypadku młodszych dzieci trudniej jest o dystans społeczny i odpowiednią higienę.

Moim zdaniem sejm uchwalając takie przepisy, nie kierował się dobrem dzieci i społeczeństwa, lecz tym, że nie musi wypłacać zasiłków opiekuńczych. Innego logicznego wyjaśnienia nie widzę.

Taka sytuacja boli mnie z powodu zagrożeń, jakie niesie dla nastolatków. Moja nadwrażliwa córka zaczęła doszukiwać się u siebie oznak depresji, natomiast mój syn z ADHD „wariuje” w domu co jest uciążliwe dla wszystkich. Do tego obawiam się możliwości uzależnienia od elektroniki.

Nastolatek w zamknięciu

Moja córka to typ wysoko wrażliwego filozofa z umiejętnościami aktorskimi. Przyznaje, że takie usposobienie odziedziczyła po mamusi. Uwielbia być w opozycji i dyskutować na różnego typu tematy. Podczas nauki szkolnej miała dużo większą możliwość do wypowiadania się na forum klasy. Obecnie, gdy lekcje są przed komputerem trudniej o swobodną dyskusję. Ponadto kontakty rówieśnicze także głównie odbywają się online, co utrudnia poprawną komunikację. Dodatkowo brak jest miłych wydarzeń, na które się czeka. Zostały nam odebrane małe przyjemności, sprawiające, że chce się żyć. Uważam, że szczególne dotkliwe jest to dla nastolatków, gdyż są w wieku, kiedy to wycieczka klasowa czy szkolna dyskoteka ma ogromne znaczenie.

Natomiast obecne funkcjonowanie dzieci zostało właściwie ograniczone do obowiązku nauki w domu i czasu spędzonego przy elektronice lub książce. Nie wychodząc z domu trudno też zachować codzienną rutynę, która jest niezwykle ważna dla zdrowia psychicznego. Moim dzieciom nie chce się ubierać, śpią do „oporu” i większość dnia spędzają siedząc lub leżąc. Dlatego też niełatwy okres dojrzewania stał się jeszcze trudniejszy z powodu braku normalności.

Myślę, że to wszystko miało wpływ na to, że moje wrażliwe dziecko zaczęło się źle czuć same ze sobą i zastanawiać nad sensem własnej egzystencji. Z pomocą „doktora Google” zdiagnozowała u siebie depresje i umówiła się do szkolnego psychologa. Po pierwszym spotkaniu zadzwoniła do mnie psycholożka z wiadomością, że córka ma symptomy depresji, myśli samobójcze i należy z nią iść do psychiatry. Byłam w ogromnym szoku po tej rozmowie. Jestem uważnym rodzicem i staram się być na bieżąco z tym, co się u moich pociech dzieje. Informacje, które usłyszałam nijak się miały do zachowania mojego dziecka.

Przejęłam się tym jednak bardzo i razem z mężem porozmawialiśmy z młodą. Okazało się, że jej myśli samobójcze ograniczają się do zastanawiania nad życiem i śmiercią. Chce żyć i nie ma zamiaru się zabijać. Poza tym przyznała, że poczytała w Internecie o depresji, opis pasował jej do smutków, które czasem odczuwa i tak psycholożce to przedstawiła. Po naszej rozmowie stwierdziła, że już czuje się lepiej i nie chce umawiać się więcej do psychologa.

Myślę, że dobrze znam moje dziecko i prawidłowo wywnioskowałam, że miało potrzebę zwrócenia na siebie uwagi. Dlatego podczas rozmowy z psychologiem wykazało się trochę swoimi umiejętnościami aktorskimi. Niemniej jednak tak jak poleciła szkolna psycholog zapisałam ją do psychiatry. Termin był odległy i przez kilkanaście dni obserwując młodą doszłam do wniosku, że nie wymaga ona leczenia psychiatrycznego.

Szczebiotała przez telefon rozmawiając z przyjaciółkami, śmiała się oglądając seriale i nie wykazywała żadnych oznak depresji. Odwołałam psychiatrę i umówiłam wizytę u psychologa zajmującego się terapią dzieci i młodzieży. Pani psycholog po rozmowie z nami obiema i córką na osobności stwierdziła, że nie podejrzewa depresji. Potwierdziła moje przypuszczenia, że rozważania córy nad sensem życia wynikają z jej usposobienia i dojrzewania.

UFFF.... trochę odetchnęłam, lecz nadal jej się bacznie przyglądam, gdyż uważam, że obecne zamknięcie ma destruktywny wpływ na psychikę dzieci.


Dziecko z ADHD  w zamknięciu

Temat problemów dotyczących dziecka z ADHD i lockdown’u poruszyłam już w moim wcześniejszym poście dotyczącym zdalnej nauki. Ponieważ mam wrażenie, że objawy ADHD młodego są dla nas wszystkich jeszcze bardziej dokuczliwe ponownie wracam do tematu.

Dziecko nadpobudliwe pieszczotliwie można nazwać „żywym srebrem”. Jest głośne, nadmiernie ruchliwe, szybko się nudzi i często wpada w złość. Naturalne jest to, że ma potrzebę, żeby się wybiegać, wykrzyczeć i podczas różnego typu aktywności wyładować swoją energię. Przed pandemią wszystkie te działania rozkładały się na kilka środowisk: szkoła, dom, podwórko.

Jednego dnia zachowanie młodego było lepsze, innego gorsze, ale nie było tak męczące, jak obecnie. Wynika to z faktu, że większość czasu całą rodziną spędzamy w domu. Syn, choć pełen uroku osobistego bywa po prostu wkur..jący. Zazwyczaj musi coś pilnego powiedzieć, kiedy rozmawiam przez telefon lub śpiewa piosenki ” od czapy”,  gdy próbuję się skupić. Często z nudów dokucza siostrze co w efekcie kończy się małą wojną domową. Ja mam już 40 lat i brak mi cierpliwości do dwunastolatka, który zachowuje się czasem jak dwulatek.

Taka dygresja – właśnie, gdy poprawiam tekst młody drze się z łazienki, więc odkładam robotę i idę sprawdzić co się dzieje, a on zadowolony pokazuje, jaką zrobił fryzurę. Innym razem, by spokojnie pisać, dałam mu telefon i słuchawki by słuchał audiobooka, lecz i tak mi przeszkodził, bo musiał koniecznie zacytować śmieszny fragment. I tak kilkanaście razy dziennie.

Kolejnym problemem jest czas spędzany przed elektroniką i brak ruchu. Co nie tylko wpływa na psychikę dzieci, lecz także na problemy z postawą i wagą. Dlatego kosztem naszego „świętego” spokoju wprowadzamy dzieciakom ograniczenia czasowe przy elektronice. I cieszę się, że decyzja o zakazie wychodzenia dzieci w ferie została zniesiona i mogli oni trochę poszaleć na śniegu.

Z niepokojem myślę o poniedziałku, kiedy to ponownie zasiądą na kilka godzin do lekcji przed komputerem. Choć są nauczyciele, którzy wkładają sporo pracy w zdalne nauczanie to, jeśli chodzi o młodego efekty są marne. Właśnie zdałam sobie sprawę, że przez ferie młody spędzał przed ekranem komputera nie więcej niż dwie godzinny dziennie, a od poniedziałku będzie siedział ponad sześć ;-(.

Podczas marcowego zamknięcia zdecydowaliśmy się zgodnie z zaleceniami neurologa podać synowi leki na ADHD. W pierwszej kolejności brał najbardziej popularny w leczeniu nadpobudliwości Medikinet CR, po którym nie było poprawy. Również kolejny zalecony przez neurologa, Rispolet nie zadziałał. Pozostało podawanie suplementów, które podobno wspomagają układ nerwowy. Dlatego chłopak łyka magnez, tran i olej z wiesiołka. Oczywiście prawidłowo należałoby suplementację zastąpić zbilansowaną i zdrową dietą, lecz … Teoria teorią, a życie życiem i odkąd nie karmię piersią przestałam mieć wyłączny wpływ na to co dzieci jedzą i czego nie jedzą.

Na koniec mojego rozważania na temat zamknięcia dzieci w domu wspomnę o domach patologicznych. Ustawodawca co prawda nałożył na szkoły obowiązek zapewnienia możliwości uczenia się w szkole (zdalnego) uczniów, którzy nie mają warunków domu. Myślę, jednak, że większość dzieci wstydzi się przyznać do biedy i pijaństwa rodziców dlatego cierpią w swoich domowych piekiełkach.

To tyle na dziś. Byle do wiosny…


NIECH MOC BĘDZIE Z NAMI!!!

Ps. Niestety po pewnym czasie okazało się, że matczyna intuicja mnie zawiodła. Córka w okresie pandemii zachorowała na depresję i potrzebowała leczenia farmakologicznego oraz psychoterapii.


1 komentarz:

  1. Widzę, że czytasz mojego bloga po to żeby hejtować. Szkoda, że jak tchórz chowasz pod nikiem Anonimowy. Ale tak najprościej wylać pomyje w Internecie i nie mieć odwagi podpisać się pod własnymi słowami

    OdpowiedzUsuń

M - jak miłość i małżeństwo

  Siódmy październik jest w moim kalendarzu szczególnym dniem, ponieważ tego dnia w 2006 roku brałam ślub. Nie jestem szczególnie przesądn...